
W 2013 roku Akademia Filmowa zaskoczyła cały świat nominując do Oscara kilka arthouse'owych i nieoczywistych tytułów. Co prawda zwyciężył najbardziej bezpieczny i amerykański film, ale obecność wśród tej dziewiątki "Miłości" Michaela Haneke (ocierające się wręcz o slow cinema) czy "Bestii z południowych krain" było szokiem dla wielu osób (w tym mnie). Moim zdaniem 2012 był jednym z mocniejszych lat jeśli chodzi o znakomite dzieła X muzy. Jak patrzę na swoje oceny, to wśród tej oscarowej dziewiątki mam aż cztery filmy ocenione na 9/10, a "Miłości" nie mogłem wystawić innej oceny niż 10/10. Dzisiejszą recenzję poświęcę najmniejszej produkcji. "Bestie z południowych krain" swoją światową premierę miało podczas festiwalu w Cannes w sekcji Un Certain Regard, gdzie otrzymało cztery wyróżnienia. Światowa federacja FIPRESCI, Jury Ekumeniczne oraz Jury Młodych postanowili nagrodzić ten tytuł. Jednak najważniejszym wyróżnieniem była Złota Kamera dla najlepszego debiutanta całego festiwalu. Benh Zeitlin praktycznie sprawował pieczę nad całym projektem, bowiem był również współautorem scenariusza oraz autorem muzyki do filmu. To ciekawe, że w tak młodym wieku (28 lat) wykazał się dojrzałością i wyczuciem materii filmowej. Za pomocą dość prostych środków i niezbyt długiego metrażu potrafił wykreować tak charakterystyczny świat rządzący się swoimi prawami. Postawił na syntezę dwóch dość odległych gatunków dramatu i fantasy, i utworzył niepowtarzalny charakter. Najbardziej zapadającym w pamięć aspektem dzieła jest właśnie jego baśniowy styl osadzony we współczesnych realiach. Film rozgrywa się w krainie zalanej przez powódź o apokaliptycznych rozmiarach. Grupa ocalonych zamieszkuje skrawki suchego lądu i szykuje się do walki z bestiami, które pod wpływem kataklizmu przebudziły się z tysiącletniego snu. Główną bohaterką jest mała dziewczynka, mająca wyjątkowy kontakt ze światem natury. Swój dar przetrwania i niezwykłą mądrość przeciwstawi nadciągającemu niebezpieczeństwu. Muszę przyznać, że przekopiowałem opis dystrybutora, bo bardzo zaciekawiło mnie pierwsze zdanie, z którym nie do końca się zgadzam. Co prawda przez cały film mamy przewijający się motyw jakby refrenu ukazujący nam mityczne stworzenia, ale odczytuję to bardziej w sposób alegorii głównej bohaterki, a nie dosłownie jako bestie przebudzające się ze snu. Ale tak naprawdę to bardzo otwarty na interpretacje film. Być może dystrybutor odczytał całość jako całkowicie inną opowieść i oczywiście tego nie neguję. Tym większe zaskoczenie z faktu nominowania go w najważniejszych oscarowych kategoriach. Akademicy zwykle nie lubią nieoczywistych i trudnych w analizie dzieł. Wydaje mi się, że głównym jego sukcesem było przekazanie tej głębokiej historii w sposób lekki i przyjemny do oglądania. Na co warto zwrócić uwagę to fakt, że wszyscy twórcy to debiutanci. Począwszy od już wspomnianego reżysera, po scenarzystów i autora zdjęć do światowego objawienia młodej aktorskiej gwiazdy Quvenzhane Wallis mającej około 6 lat. W tym wieku posiadać taką świadomość swojego ciała i umiejętność okiełznania i upuszczania emocji to prawdziwa rzadkość. To tak jak w tym roku Jacob Tremblay, który, z całym szacunkiem dla Leo, powinien otrzymać Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę męską. O tym już pisałem w recenzji "Pokoju", ale przy okazji Wallis nie mogłem nie wspomnieć o Jacobie. Sześcioletnia dziewczynka obecna jest na ekranie przez całą długość filmu i w 100% przykuwa uwagę na swojej osobie. Co tu dużo pisać, jest po prostu niesamowita! Nic dziwnego, że otrzymała oscarową nominację. Do tej kategorii mam największe zastrzeżenia, bowiem niezasłużenie Oscara zdobyła ulubienica Harveya Weinsteina (najgrubsza ryba w Hollywood) Jennifer Lawrence... Pomijając już młodziutką Wallis, ale w tym roku nominowana była również Emmanuelle Riva za najwybitniejszą rolę tego roku (no może jedna z wybitniejszych obok Daniela Day-Lewisa) oraz Jessica Chastain dająca prawdziwy popis swojego aktorskiego kunsztu. Z tego co wiem, to Weinstein promował "Poradnik pozytywnego myślenia" właśnie pod kątem Jennifer, a Harvey słynie z tego, że zawsze dopina swego. Nie ukrywam, że Bestie powaliły mnie z nóg. Swoją emocjonalną końcówką oraz siłą przekazu. Końcowe sekwencje tytułowych Bestii zostają w pamięci chyba (nie przesadzam) na zawsze... Ocena:9/10. Jeśli Zeitlin wytrzyma presję wybitnego debiutu i zrealizuje na spokojnie swoje kolejne wizje, to będziemy świadkami narodzenia się nowej legendy. Niestety od 2012 roku nie ma żadnych informacji na temat nowego projektu, ale wierzę, że już niedługo oczekiwanie na jego nowe dzieło się skończy.