
Kaguyahime no Monogatari to 21 film japońskiego studia Ghibli. Studio założone przez dwóch legendarnych reżyserów Hayao Miyazakiego i Isao Takachatę oraz producenta Toshio Suzukiego. To moja ulubiona fabryka arcydzieł. Specjalizują się w tworzeniu ambitnych filmów z gatunku anime. Większość z lekceważeniem patrzy na ten gatunek przywołując jako przykłady Pokemony itp. Używają stwierdzenia, że są to tylko "chińskie bajeczki". Otóż nie. To japońskie filmy animowane w większości przeznaczone dla dorosłego widza. Dlatego postanowiłem stworzyć ten cykl. Będę w nim recenzować największe dokonania japońskich mistrzów. Postaram się was przekonać do obejrzenia i zmienienia zdania na ten temat. Księżniczka Kaguya niestety nie doczekała się polskiej premiery kinowej. Jedyne co można robić to zdobyć ten film na DVD. Historia oparta jest na japońskiej baśni o zbieraczu bambusu, który pewnego dnia w jednej z łodyg znajduję malutką dziewczynkę. Wraz ze swoją żoną postanawia wychować ją jak własną córkę. Wyrasta na piękną kobietę. Otoczona wieloma adoratorami konsekwentnie odrzuca ich propozycje zaręczyn. Pewnego dnia okazuję się, że jest ona księżniczką zesłaną z księżyca. Pierwsze co się rzuca w oczy to niesamowita kreska. Bardzo skromna, ale przecudowna. To artystyczny popis rysowników, którzy w każdą osobną klatkę wkładali jak najwięcej serca. Można powiedzieć, że cały film jest wyreżyserowany z ogromną czułością i poczuciem artyzmu. Szczerze powiedziawszy oglądając ten film miałem ciarki na plecach, i to przez ponad 2 godziny. No może nie przez całe, bo mniej więcej w 2/3 filmu na jakieś pół godziny niestety traci tempo... Ale końcówka wybacza wszystko. Każde formalne niedociągnięcie (których jest naprawdę niewiele) zostaje unieważnione poprzez POTĘŻNĄ dawkę emocji. Pod koniec na drugi plan schodzi fabuła, najważniejsze są emocje i sposób ich nagromadzenia. Nie lubię używać takich określeń, ale to jedno z najlepszych zakończeń roku (może dekady, XXI wieku?) Co tu dużo mówić. Można to określić jednym słowem. KATHARSIS! A bardzo rzadko używam tego określenia, więc coś jest na rzeczy ;) Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda prawdziwa sztuka X muzy to to dzieło jest najlepszym tego przykładem. Reżyser Isao Takachata tworzy swój ostatni film (ma już 80 lat) i robi to z najwyższą możliwą klasą. Twórca "Grobowca światlików" (ten film jest w moim top5 wszech czasów) odchodzi na twórczą emeryturę dzieląc się ze światem prawdziwym arcydziełem. Brawo mistrzu! Jedyna słuszna ocena to 10/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz