niedziela, 28 lutego 2016

Oscary 2016 - Podsumowanie przed galą

Podsumowanie całego cyklu. Do gali rozdania Oscarów i tym samym zakończenia tegorocznego sezonu nagród filmowych pozostało kilkanaście godzin. Poniżej przedstawię moje ostateczne typy. Każdą kategorię podzielę na trzy grupy: "kto wygra", "kto może wygrać" i "kto powinien wygrać". Zaczynamy! Najlepszy dokument: wygra- Amy, może wygrać- Scena ciszy, powinien wygrać- Scena ciszy. Najlepszy krótkometrażowy dokument: wygra- Body Team 12, może wygrać- Claude Lanzman, nie widziałem żadnego filmu... Najlepszy krótkometrażowy film animowany: wygra- Bear Story, może wygrać- World of Tomorrow, powinien wygrać- Sanjay's Super Team; Najlepszy krótkometrażowy film aktorski: wygra- Shok, może wygrać- Ave Maria, nie widziałem żadnego filmu... Najlepszy montaż dźwięku: wygra- Mad Max, może wygrać- Zjawa, powinien wygrać- Mad Max; Najlepszy dźwięk: wygra- Zjawa, może wygrać- Mad Max, powinien wygrać- Mad Max, Najlepszy montaż: wygra- Mad Max, może wygrać- Big Short, powinien wygrać- Mad Max; Najlepszy film animowany: wygra- W głowie się nie mieści, może wygrać- Anomalisa (chociaż Pixar ma Oscara na 200%), powinien wygrać- Anomalisa; Najlepsze zdjęcia: wygra- Zjawa, może wygrać- Mad Max, powinien wygrać- Zjawa; Najlepsze kostiumy: wygra- Kopciuszek, może wygrać- Mad Max, powinien wygrać- Kopciuszek; Najlepsza scenografia: wygra- Mad Max, może wygrać- Most szpiegów, powinien wygrać- Mad Max; Najlepsze efekty specjalne: wygra- Gwiezdne wojny, może wygrać- Mad Max, powinien wygrać- Mad Max; Najlepsza piosenka: wygra- Lady Gaga, może wygrać- The Weekend, powinien wygrać- Simle Song #3!; Najlepsza muzyka: wygra- Nienawistna ósemka, może wygrać- Gwiezdne wojny, powinien wygrać- Nienawistna ósemka; Najlepsza charakteryzacja: wygra- Mad Max, może wygrać- Zjawa, powinien wygrać- Zjawa; Najlepszy nieanglojęzyczny film: wygra- Syn Szawła, może wygrać- Mustang, powinien wygrać- nienominowana Zabójczyni/Syn Szawła; Najlepszy scenariusz adaptowany: wygra- Big Short, może wygrać- Pokój, powinien wygrać- Pokój; Najlepszy scenariusz oryginalny: wygra- Spotlight, może wygrać- W głowie się nie mieści, powinien wygrać- Spotlight; Najlepsza aktorka drugoplanowa: wygra- Alicia Vikander, może wygrać- Kate Winslet, powinna wygrać- Jennifer Jason Leigh; Najlepszy aktor drugoplanowy: wygra- Sylvester Stallone, może wygrać- Mark Rylance, powinien wygrać- Sylvester Stallone (naprawdę!); Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: wygra- Brie Larson, może wygrać- Saoirse Ronan, powinna wygrać- Brie Larson (kreacja roku!); Najlepszy aktor pierwszoplanowy: wygra- Leonardo DiCaprio, może wygrać- Michael Fassbender, powinien wygrać- Michael Fassbender; Najlepszy reżyser: wygra- Alejandro G. Inarritu, może wygrać- George Miller, powinien wygrać- George Miller; NAJLEPSZY FILM: wygra- ZJAWA, może wygrać-Big Short/Spotlight, powinien wygrać-Zjawa. I oto mój osobisty ranking oscarowych filmów: 1-Zjawa, 2-Mad Max, 3-Pokój, 4-Brooklyn, 5-Spotlight, 6-Big Short, 7-Most szpiegów, 8-Marsjanin.

poniedziałek, 22 lutego 2016

niedziela, 21 lutego 2016

Mad Max:Na drodze gniewu - 2015 #Oscary2016

Po kilku tygodniach pisania oscarowych recenzji zbliżamy się do końca cyklu #Oscary2016. Został już tylko jeden film z ośmiu nominowanych, ten jeden najbardziej szalony spośród stawki. Oficjalną premierę miał na festiwalu w Cannes w sekcji "Pokazy specjalne" i co ciekawe "cyniczni" krytycy nagrodzili go owacjami na stojąco! To naprawdę rzadki widok, z tego co pamiętam, to rok temu jeszcze tylko Pixar ze swoim "Inside Out" dostąpił tego zaszczytu. "Mad Max: Na drodze gniewu" to sensacyjne postapokaliptyczne fantasy zrobione z niezwykłym rozmachem. To czwarta część kultowej serii z lat 80-tych, jednakże już z odnowioną obsadą. Mela Gibsona zastąpił Tom Hardy i moim zdaniem było to świetne posunięcie. Bo kto by sobie teraz wyobrażał 60-letniego Gibsona skaczącego pomiędzy rozpędzonymi samochodami. Brzmi to nawet komicznie. Scenariusz do nowego Mad Maxa nie jest zbyt skomplikowany, bowiem tak naprawdę przez 2 godziny mamy nieustający pościg rozpędzonych futurystycznych samochodów. Prześladowany przez demony przeszłości Mad Max uważa, że najlepszym sposobem na przeżycie jest samotna wędrówka po świecie. Zostaje jednak wciągnięty do grupy uciekinierów przemierzających tereny spustoszone przez wojnę nuklearną (Wasteland) w pojeździe zwanym War Rig, prowadzonym przez Imperatorkę Furiosę. Uciekają z Cytadeli sterroryzowanej przez Immortana Joe’ego, któremu odebrano coś wyjątkowego. Rozwścieczony watażka zwołuje wszystkie swoje bandy i wytrwale ściga buntowników, podczas gdy na drogach toczy się wysokooktanowa wojna. I to tyle jeśli chodzi o fabułę, ale ona schodzi w tym filmie na drugi, a nawet trzeci plan. To w jaki sposób jest on zrobiony, jak odjechany jest świat przedstawiony w filmie, sprawia, że ogląda się go z wielkim uśmiechem na ustach. Bo w tym filmie chodzi o czystą rozrywkę, trochę jak w Marsjaninie, z tym, że Mad Max jest o dziesięć klas wyżej. I to pod względem realizacyjnym i także w aspekcie reżyserii. Niesamowite jest to, że 70-letni reżyser George Miller potrafił zrobić tak szybkie i Rock 'N" Rollowe kino. Bo to określenie idealnie opisuje szalonego Maxa. To dwugodzinna (powtarzam to już z dziesiąty raz) jazda bez trzymanki. Każdy aspekt techniczny jest na najwyższym możliwym poziomie. Montaż, który moim zdaniem jest totalnie poza zasięgiem w oscarowym starciu; scenografia, która jest bardzo oryginalna. Samochody i zmyślne projekty budowli idealnie oddają klimat dziwacznego świata, w którym najbardziej pożądaną rzeczą jest woda i wysokooktanowe paliwo. Jednak to efekty są jednym z mocniejszych elementów dzieła, i to te tzw. praktyczne efekty. Podobno jedynie ok. 20% całości wygenerowane było przez CGI (efekty komputerowe). Reszta to popis pirotechniczny, kaskaderski (naprawdę na planie nikt nie zginął?!) i przede wszystkim reżyserski. Ach i zapomniałem jeszcze o cudownych zdjęciach. Dynamiczne i efektowne, choć nie brakuje też ładnych, wysublimowanych ujęć. Jeśli ktoś może odebrać Lubezkiemu trzeciego Oscara z rzędu to właśnie John Seale, choć patrząc na statystki jest to mało prawdopodobne... Ale cóż Lubezki jest z innej planety :) Nowy Mad Max to film, na którym cynizm i pogarda dla sensacyjniaków (piszę tu o kinomanach jak i krytykach) wyłącza się i daję się porwać w szaleńczą pogoń za Imperatorką Furiosą. Napięcie od pierwszej do ostatniej minuty utrzymuje się na wysokim poziomie (chociaż w środku jest "odpoczynek" na mniej więcej 20 minut). Jak powiedział Alfred Hitchcock: "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć." George Miller chyba wziął sobie do serca te słowa i użył tego schematu w swoim dziele (może nawet dziele życia?). Ocena:9/10. Znalazł się na mojej liście najlepszych filmów 2015 roku (i był na niej bardzo wysoko). W rankingu oscarowym stawiam go tuż za "Zjawą". Krytycy z całego świata (na stronie metacritic.com) ogłosili go najlepszym filmem 2015 roku! Mad Max tym samym zakończył cykl #Oscary2016. Mam nadzieje, że dobrze przybliżyłem Wam wszystkie nominowane w tym roku filmy w najważniejszej oscarowej kategorii. Jak widać stawka w tym roku jest dość wyrównana. Może nie ma jakiś arcydzieł, ale są naprawdę solidne filmy. Od przyszłego tygodnia startuje nowy cykl dotyczący moich przewidywań. Omówię wszystkie 24 kategorie. I będzie to w całkowicie nowej formie :) Do usłyszenia ;)

sobota, 20 lutego 2016

Pokój - 2016 #Oscary2016

Rzadko mi się zdarza, żeby po obejrzeniu filmu nie mogę zebrać myśli. To oznaka, że obcowałem z czymś wielkim, z czymś co można nazwać sztuką. Bo jak kiedyś wspomniałem sztuka to emocje. A gdy masz do czynienia z takim nagromadzeniem emocji jak w "Pokoju" Lenny'ego Abrahamsona to można doznać coś co Arystoteles nazywał katharsis. Po seansie w kinie nogi mi się uginały, serce waliło niemiłosiernie i miałem coś w rodzaju dreszczów. Przez przynajmniej 30 minut nie mogłem się uspokoić... To oznaka, że "Pokój" to wielkie kino, zasługujące na najwyższe laury. Jest to ekranizacja powieści Emmy Donoghue, która jest także autorką scenariusza. To chyba najlepszy układ, że pisarz sam adaptuje swoją książkę na potrzeby filmu. Bo kto, jak nie sam autor, zna swoją książkę i może zdecydować co trzeba pokazać w filmie, a co można pominąć. No bo niestety to tylko adaptacja... Dwugodzinny format filmu nie pozwala na ukazanie dokładnie każdego wątku. Sam chętnie przeczytałbym tę książkę (i zrobię to w niedalekiej przyszłości). Jack ma pięć lat, gdy dowiaduje się od mamy, że pokój, w którym mieszka z nią od urodzenia, nie jest całym światem. Wychował się tu, myśląc, że po drugiej stronie ścian jest pustka. Teraz matka decyduje się powiedzieć mu prawdę i z jego pomocą podjąć walkę o wolność. Od prawie 6 lat są więzieni przez człowieka, który każe nazywać się Dużym Nickiem. Izoluje ich od świata, grożąc, że próba ucieczki zostanie ukarana śmiercią. Mama obmyśla niezwykle ryzykowny plan, którego głównym bohaterem ma być właśnie Jack. Wkrótce okaże się, że nie samo odzyskanie wolności jest największym wyzwaniem, ale konieczność odnalezienia się w niej i nauka życia na nowo. Pierwsza godzina filmu ukazuje "życie" zamknięte w czterech ścianach ciasnego pokoju. Pomyślałem, że w dalszej części będziemy mieć tylko ucieczkę z niego i szczęśliwe zakończenie. Jednak Donoghue i Abrahamson nie poprzestaje na taniej opowieści i przedstawia nam, jak ciężko odnaleźć się w głośnym współczesnym świecie. Pięcioletni Jack musimy diametralnie zmienić swoje myślenie na temat świata. Dociera do niego o wiele więcej zewnętrznych bodźców, niż w tytułowym pokoju. Ă propos tego tematu, pierwsza scena w ciężarówce, w której młody bohater pierwszy raz patrzy na świat jest wybitnie wyreżyserowana! Istna maestria obrazu. To nie żaden spoiler, ponieważ wszystkie te informacje znajdziemy w zwiastunie. Jednak na największy aplauz zasługuje dwójka aktorów. Brie Larson i Jacob Tremblay to istne objawienia dużego ekranu. Brie co prawda była już wcześniej znana, ale tutaj zalicza najlepszą rolę w swojej karierze. Ja osobiście uważam to za najlepszą rolę roku! To są już wyżyny aktorstwa, zresztą Brie najprawdopodobniej zdobędzie Oscara za najlepszą rolę żeńską. To co Larson zrobiła w ostatniej scenie, zwykły gest, jakiś grymas twarzy, może coś w oczach, ale po tej sekwencji zacząłem płakać i nie mogłem przestać. Nie potrafię tego w jakikolwiek logiczny sposób wytłumaczyć. Tak jakby Brie osiągnęła wtedy jednie z czymś wyższym, z czymś logicznie niewytłumaczalnym. Ja to tak odbieram i przyjmuję. A Jacob to nowe objawienie! Kilkuletni chłopczyk potrafi wyczyniać takie cuda na ekranie, tak się wczuć, że emocje przekazywane przez niego są bardzo autentyczne. Nie wiem czy to zasługa reżysera, który go poprowadził, czy po prostu mamy nową aktorską gwiazdę. Moim zdaniem brak nominacji do Oscara to skandal! Jacob spokojnie na nią zasłużył. To rola pokroju Haleya Joela Osmenta z "Szóstego zmysłu". Nowy film Irlandzkiego reżysera zostanie zapamiętany przez długie lata. Co ciekawe Lenny Abrahamson ma żonę Polkę i potrafi mówić po Polsku :) Taki polski akcent na tegorocznych Oscarach. To naprawdę bomba emocjonalna. Według mnie to najbardziej emocjonalny film z tej oscarowej stawki. Jeśli chcecie przeżyć coś większego i bardziej wartościowego, coś co zbliży Was do wyższej sfery (Bóg, katharsis), coś co być może sprawi, że będziecie lepszymi ludźmi (wiem brzmi to jak tani amerykański patos), to gorąco polecam. Powtarzam, brzmi to patetycznie, ale ja osobiście go tak odebrałem, i ogólnie odebrałem go osobiście (tania gra słów) :D Ocena:8,5/10. W moim oscarowym rankingu znajduje się na najniższym stopniu podium. Marsz do kin! ;)

piątek, 19 lutego 2016

Brooklyn - 2016 #Oscary2016

Zgodnie z moimi przewidywaniami "Zjawa" otrzymała najważniejsze wyróżnienia BAFTA i tym samym stała się samotnym faworytem w oscarowym wyścigu. Ma teraz świetne "momentum", a właśnie trwa głosowanie akademików. Od nagród DGA Inarritu zdobywa praktycznie każdą nagrodę. Wszystkie statystyki przemawiają za drugim z rzędu zwycięstwem meksykańskiego reżysera. Czyżby będziemy mieć historyczne zwycięstwo w najważniejszej kategorii? Jeszcze ani razu w 88 letniej historii Akademii, ten sam reżyser nie został nagrodzony za najlepszy film rok po roku. Gala rozdania najważniejszych nagród filmowych już za tydzień z niedzieli na poniedziałek. Wtedy wszystko stanie się jasne. Zbliżamy się do końca cyklu #Oscary2016. Do zrecenzowania zostały tylko 3 filmy. Pozostała już sama śmietanka. Na deser zostawiłem filmy, które wywarły na mnie trwałe wrażenie. Uważam je za najlepsze ze stawki, i to im kibicuję. To bardzo różne dzieła, od melodramatu, po dramat rodzinny, do sensacyjnego Sci-Fi. Każdy z nich wyzwala wielkie emocje i to wszelkiego rodzaju. Są łzy wzruszenia, są ciarki i wreszcie jest dwugodzinna jazda bez trzymanki z szalonym Maxem. Dzisiaj skupię się na filmie, który wyzwolił we mnie pierwszą z tych emocji. "Brooklyn" to brytyjska produkcja opowiadająca o problemie emigracji z własnego kraju i trudnymi wyborami życiowymi idącymi z opuszczeniem swojego domu. Lata 50. XX wieku. Ellis Lacey, młoda dziewczyna z Irlandii, opuszcza rodzinny kraj i wyrusza do Ameryki, by szukać szczęścia w Nowym Jorku. Początkowa tęsknota za domem mija, gdy w życiu Ellis pojawia się mężczyzna, a wraz z nim pierwsza miłość i romantyczne uniesienia. Wkrótce jednak przeszłość daje o sobie znać i Ellis musi dokonać dramatycznego wyboru między dwoma krajami i dwoma stylami życia. Brytyjskie ułożenie, czy Amerykański sen. W grę wchodzą również więzy małżeństwa. Przed powrotem do domu główna bohaterka wychodzi za mąż za włoskiego chłopaka. Oczywiście w Irlandii znajomi i rodzina próbują nakłonić Ellis do pozostania w kraju. Jaką decyzje podejmie główna bohaterka? Obejrzycie, to się przekonacie :) Moim zdaniem ten film ma wiele plusów. To definicja prawdziwego melodramatu. Są tu wszystkie elementy, które powinny zawierać się w tym gatunku. Niestety gatunek melodramatu często traktuje się jako kino tzw. drugiego sortu. Nic mylnego! Co prawda rządzi się własnymi prawami, ale jak jest podany w taki sposób jak np. w Brooklynie, to naprawdę można się w nim rozsmakować. Jest wiele arcydzieł, które zeprezentują melodramat. "Marty", "Barry Lyndon", "Casablanca" czy "Przeminęło z wiatrem" to jedne z nich. Wracając do irlandzkiego dramatu, Brooklyn to przede wszystkim znakomite aktorstwo. Dorosła już Saoirse Ronan zalicza najprawdopodobniej najlepszą kreacje w swojej karierze. Bardzo naturalna, z wieloma motywacjami postać. Świetna gra oczami, a to mój konik. Moim zdaniem to w oczach znajdziemy prawdę, to w nich możemy "zobaczyć" ludzką duszę. Dlatego tak bardzo cenię role skromne, polegające na niuansach. Chociaż "efektownymi" rolami też nie pogardzę ;) Leo and spółka z The Revenant. Jednakże Ronan jest rewelacyjna (zasłużona nominacja). Drugi plan jest solidny. Dobre kreacje Julii Walters, Emory'ego Cohena czy Domhnalla Gleesona. No może rewelacji nie ma, ale każdy z nich wykonuje swoją pracę na dobrym poziomie. Piękne kostiumy, scenografia i zdjęcia. Idealna stylizacja na ukochane lata 50. Film zostawia widza z ważnymi pytaniami (i częściowo na nie odpowiada) i oczywiście posiada romantyczną i wzruszającą końcówkę, bez której melodramat nie mógłby istnieć. Ocena:8/10. W moim oscarowym rankingu Brooklyn znajduje się na wysokiej 4 pozycji. Film zdobył 3 oscarowe nominacje, jednakże najprawdopodobniej wyjedzie z niczym. Na pocieszenie dostał BAFTĘ za najlepszą brytyjską produkcję roku.

niedziela, 14 lutego 2016

Spotlight - 2016 #Oscary2016

Zgodnie z przewidywaniami nagrody Amerykańskiej Gildii Scenarzystów powędrowały do Spotlight i Big Short. Dzisiaj pora na werdykty Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych. BAFTA to trzecia w hierarchii ważności nagroda filmowa, oczywiście zaraz po Oscarach i Złotych Globach. Już dzisiaj powinna być rozstrzygnięta kwestia wyścigu oscarowego. Walka toczy się pomiędzy Spotlight, Big Short i Zjawą. Patrząc na nominacje Brytyjczyków to Spotlight ma najmniejsze szanse na główną nagrodę (nie ma nominacji za najlepszego reżysera). Więc w grze pozostał Big Short i Zjawa. Ja osobiście całym sercem jestem za Zjawą i wiem, że w Wielkiej Brytanii został świetnie przyjęty. Tak jak już pisałem to według mnie zdecydowanie najlepszy film z tej stawki. Ale z drugiej strony Big Short podejmuje bardzo ważny temat, który w kinie jeszcze nie został tak dobrze pokazany (przecież to jeszcze świeża sprawa). A może w tym zaskakującym sezonie będziemy mieć jeszcze jedną niespodziankę? Może to Carol zdobędzie złoto? Wtedy już nic nie będzie pewne. W statystykach będziemy mieć remis :) Spotlight=Big Short=Zjawa... Jedno jest pewne. Dzisiejszy zwycięzca (jeśli będzie z tej trójki) zostanie nowym oscarowym faworytem. Także stawka jest naprawdę duża. Transmisja z gali rozdania nagród BAFTA dzisiaj o godzinie 22:00 na BBC One. W już piątej części cyklu #Oscary2016 skupię się na jednym z faworytów. Recenzowałem już Zjawę i Big Short, więc pozostał jeszcze Spotlight. Film podejmuje bardzo istotny temat, który niestety cały czas zajmuje ważne miejsce w dzisiejszym świecie. Problem pedofilii w kościele istnieje i naszym zadaniem (i oczywiście kościoła jako instytucji) jest walka z nim. Nie można udawać, że takiego problemu nie ma i zamiatać wszystko "pod dywan". Co ciekawe Watykan oficjalnie poparł Spotlight mówiąc, że trzeba ukazywać ten problem i z nim walczyć. Historia filmu niestety oparta jest na faktach. Spotlight to grupa dziennikarzy śledczych w gazecie "Boston Globe". Dotarli oni do szokujących danych na temat konsekwentnie tuszowanej siatki pedofilskiej w Kościele katolickim. Liczba to sięgała blisko 6% księży w całym Bostonie. W przeliczeniu dało to ogromną liczbę 87 księży. Smutne, ale prawdziwe... Tuż po objęciu stanowiska, nowy szef "Globe'a" kieruje dziennikarzy do zajęcia się sprawą księdza oskarżonego o seksualne wykorzystywanie dzieci na przestrzeni 30 lat. Świadomi delikatności i społecznego oddźwięku, jaki będzie wiązał się ze skandalem, reporterzy zagłębiają się w sprawę. Zespół tworzą: Walter "Robby" Robinson (Michael Keaton), Sacha Pfeiffer (Rachel McAdams), Michael Rezendes (Mark Ruffalo) oraz Matt Carroll (Brian d’Arcy James). Rozpoczyna się dziennikarskie śledztwo, którego wyniki zbulwersują cały świat i wstrząsną Ameryką. Dziennikarze kontaktują się z adwokatem ofiar (Stanley Tucci), docierają do dorosłych, którzy byli molestowani w dzieciństwie. Wkrótce okazuje się, że sprawa jest większa, niż ktokolwiek na początku przypuszczał, ociera się o władze kościelne, które przez lata tuszowały przestępstwa. Najmocniejszym punktem jest scenariusz i zespół aktorski, który bez zbędnego gwiazdorzenia wykonuje swoją pracę na 100, a nawet 110%. To definicja tzw. Cast Ensemble. Rzeczywiście aktorzy (o bardzo silnych osobowościach) tworzą bardzo zgrany team i poświęcają swoje ego dla wyższej sprawy. Co ciekawe każdy z nich posiada przynajmniej jedną scenę, by móc przez chwile wybić się i pokazać pełnie swoich umiejętności. Sądzę, że właśnie za to otrzymali nagrodę SAG za najlepszy zespół aktorski. Z całej obsady na największe pochwały zasługuje Mark Ruffalo. Na jednej scenie autentycznie miałem ciarki. Myślę, że za to otrzymał nominację do Oscara. Z nominacją dla Rachel McAdams troszkę się nie zgadzam. To solidna rola, ale moim zdaniem nie zasługująca na nominację. Zdecydowanie bardziej zasługiwała Jane Fonda za Młodość, bądź Helen Mirren za Trumbo. Co do scenariusza; dawno nie słyszałem tak świetnych dialogów. To na nich opiera się cały film. Mimo, że niby nie ma w nim żadnych fajerwerków, to film ogląda się naprawdę świetnie. Po obejrzeniu wręcz chciałoby się zostać takim dziennikarzem śledczym. Na samym końcu (a właściwie na napisach końcowych) jest bardzo smutne podsumowanie polegające na ukazaniu miast, w których grupa Spotlight potwierdziła molestowanie dzieci. Niestety jest też polskie miasto... Ocena:8/10. W moim rankingu jest na piątym miejscu. Według ekspertów z Gold Derby to faworyt do Oscara za najlepszy film. Bukmacherzy na razie też na niego stawiają. Zobaczymy co zrobią po ogłoszeniu nagród BAFTA. Spotlight filmem roku? Bardzo prawdopodobne.

sobota, 13 lutego 2016

Most szpiegów - 2015 #Oscary2016

Dzisiaj w nocy poznamy najlepsze scenariusze roku według Amerykańskiej Gildii Scenarzystów. To już ostatnie nagrody Gildii, które mają istotny wpływ na oscarowy wyścig. Wprawdzie w przyszłym tygodniu pozostały trzy Gildie, jednakże reprezentują one techniczne kategorie. Nie ukrywam, że wśród nominowanych za najlepszy scenariusz jest dwóch faworytów. Za scenariusz oryginalny nagroda powinna powędrować do Spotlight, a za scenariusz adaptowany do Big Short. Każda inna decyzja będzie wielkim zaskoczeniem i będzie kluczowym punktem zwrotnym dla oscarowego głosowania. Dzisiaj jesteśmy już na półmetku oscarowych recenzji. Pora na czwartą produkcję z ośmiu nominowanych. Najnowsze filmy jednego z największych mistrzów kina Stevena Spielberga zawsze wywołują dużo emocji. To, że Spielberg jest jednym z najważniejszych reżyserów wszechczasów nie ulega wątpliwości. Do jego największych dokonań można zaliczyć: Listę Schindlera, Szeregowca Ryana, Monachium. Ale powinno się wymienić także takie rozrywkowe filmy jak: seria Indiana Jones, E.T czy Park Jurajski. Bo to dzięki nim Spielberg otrzymał przydomek "kultowego" twórcy. Wraz z Georgiem Lucasem utworzył nowy gatunek filmowy zwany "Kinem Nowej Przygody". Do dzisiaj jest on bardzo często stosowany. Steven to jeden z nielicznych reżyserów, który potrafi utrzymać pewien poziom przez całą swoją karierę. Na swoim koncie ma już 30 filmów i tylko nieliczne z nich możne zaliczyć do troszkę słabszych produkcji. Według mnie to tylko 5 filmów. Mostu szpiegów na pewno nie zaliczę do tego grona, bowiem to świetny thriller szpiegowski. Pojawił się nawet na 10 miejscu mojego rankingu najlepszych filmów 2015 roku. To świetnie zrealizowane i zagrane kino. A przede wszystkim to ponad dwugodzinna rozrywka na bardzo wysokim poziomie. Idealna definicja tzw. Wielkiego Hollywoodu. Może rzeczywiście jest tu dużo amerykańskiego patosu i wiele fabularnych uproszczeń, ale dzięki swej otoczce jest naprawdę zjadliwy. A otoczka jest wyborna. Scenografia (Wrocław był miastem imitującym Berlin z lat 50-tych), kostiumy, zdjęcia czy nawet efekty specjalne były dopieszczone w najmniejszym detalu. Sądzę, że Steven po prostu pozwolił swojej ekipie wykonać robotę "po swojemu". Moim zdaniem była to współpraca, a nie na zasadzie wymagania od ekipy danej wizji. I tutaj trzeba przyznać wielkość tego artysty. Daje wolność swoim pracownikom. Fabuła filmu nie jest dość skomplikowana. Osadzona w realiach Zimnej wojny w latach 50-tych XX wieku. Amerykański prawnik zostaje wysłany przez CIA do Berlina, by pomóc w uwolnieniu amerykańskiego pilota wojskowego. Za "kartę przetargową" służy rosyjski szpieg złapany na terenie USA. Punktem kulminacyjnym jest wymiana na tytułowym Moście Szpiegów. I to tyle jeśli chodzi o trzon historii. Jednakże mimo swej prostoty potrafi utrzymać widza w pełnym skupieniu. Świetne humorystyczne wstawki w scenariuszu napisane przez braci Coen. Sarkastyczne i inteligentne komentarze do zaistniałej sytuacji wypowiadane przez postać rosyjskiego szpiega granego przez znakomitego Marka Rylance'a. Bo Mark zasługuje na największe pochwały jeśli chodzi o całość. Potrafił z pozornie niemiłej i niezbyt godnej zaufania postaci utworzyć pozytywny charakter. Stworzył on bardzo złożoną postać, której motywy są nie do końca znane. Oczywiście mocnym punktem jest także Tom Hanks, którego osobiście wielbię, jednakże przy Marku wypada może nie blado, ale troszkę słabiej. Świetne kino rozrywkowe dla całej rodziny. Ocena 8/10. Jednak w moim rankingu oscarowych filmów plasuje się na przedostatnim miejscu. Konkurencja jest mocna.

niedziela, 7 lutego 2016

Big Short - 2016 #Oscary2016

Emocje oscarowe coraz większe. Sezon nagród powoli zmierza do kulminacyjnego punktu. Większość amerykańskich gildii rozdała już swoje doroczne nagrody. Dzisiaj o 8 rano polskiego czasu poznaliśmy zwycięzcę Amerykańskiej Gildii Reżyserów (DGA), która w tym roku ponownie postanowiła nagrodzić Alejandro Gonzaleza Inarritu za niesamowitą reżyserię filmu "Zjawa". Tym samym stał się pierwszym w historii reżyserem, który zdobył DGA rok po roku! A początki tej nagrody sięgają 1949 roku. Dzisiaj dokonała się historia na naszych oczach, a dzięki tej nagrodzie Inarritu może wejść do panteonu dwóch reżyserów, którzy otrzymali Oscara dwa razy z rzędu za reżyserię. Werdykty DGA bowiem pokrywają się w ponad 90% z Oscarami. Ta sztuka udała się tylko legendarnemu Josephowi L. Mankiewiczowi i Johnowi Fordowi (było to na początku lat 50-tych). Ale moje zachwyty nad Zjawą już zamieściłem na blogu. Dzisiaj postanowiłem zrecenzować świetną komedię, która dzięki nagrodzie PGA stała się jednym z czołowych graczy o najważniejszą nagrodę wieczoru oscarowego. Uwaga, pora na gwiazdorski "Big Short". Klasyfikacja jako komedia jest dość paradoksalna, bo głównym tematem filmu jest kryzys w USA. A kryzys to wiadomo, dramat zwykłych, prostych ludzi, którzy potracili majątki swojego życia. Ale nie na tym opiera się film. Ma on za zadanie ukazać podstawowe schematy kierujące gospodarką Stanów Zjednoczonych (i tym samym całego świata). Największym zapalnikiem tej kryzysowej bomby okazały się kredyty hipoteczne "subprime". Amerykańscy obywatele zadłużali się na kosmiczne kwoty myśląc, że dadzą radę udźwignąć finansowo zapożyczoną kwotę. Po pewnym czasie nie spłacania kredytu zostają zmuszeni do ogłoszenia tzw. "niewypłacalności". To doprowadziło do załamania się rynku kredytowego, a w efekcie całej gospodarki. "Big Short" to dwugodzinna lekcja ekonomii. Ciężko go zrozumieć w 100% za pierwszym razem. Strasznie duże nagromadzenie ekonomicznych terminów, w prawdzie są świetnie tłumaczone, ale nie zmienia to faktu, że ilość informacji do przyswojenia jest zabójcza. Tempo filmu też nie pozwala na jakikolwiek odpoczynek. Widz musi być skoncentrowany od pierwszej do ostatniej minuty. Główna historia ukazuje grupkę osób, która przewidziała wielki krach na giełdzie i odpowiednio zainwestowała pieniądze, by w efekcie zarobić na całym zamieszaniu. Obsada niesamowicie dobrze wykonuje swoją prace. Na ekranie możemy zobaczyć takie gwiazdy jak: Christian Bale, Brad Pitt, Steve Carell czy Ryan Gosling. Dwóch pierwszych aktorów tworzy rewelacyjne kreacje, które są najmocniejszym elementem filmu. Steve Carell po dobrym Foxcatcherze postanowił na dobre pozostać w klimatach solidnego aktorstwa. Natomiast z Ryanem mam największy problem, bo przez cały czas wydawało mi się, że kopiuje rolę Leo DiCaprio z "Wilka z Wall Street"... Niestety tutaj się nie popisał, a szkoda, bo ma możliwości. Pokazał to między innymi w "Drive" Nicolasa Windinga Refna. W "Big Shorcie" mocnym punktem jest reżyseria Adama McKaya. Wiele ciekawych rozwiązań formalnych m.in. sceny, które mają za zadanie wytłumaczyć pewne pojęcia ekonomiczne. Jedna z nich zapadnie na długo w pamięci męskiej części widowni. Boska Margot Robbie w wannie z szampanem w ręku tłumaczy podstawy ekonomii. Cudo! :) Na uwagę zasługuje także ciekawy montaż, który jest dość niekonwencjonalny. Sporo zamierzonego chaosu, który jeszcze bardziej podkreśla tempo. Został nawet doceniony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Montażystów za najlepszy montaż w komedii, więc szanse oscarowe są naprawdę duże. W tej kategorii stoczy bój z już kultowym Mad Maxem. Mówi się, że jak Big Short wygra za montaż, to ten wieczór będzie należał do niego. Jeśli Mad Max wygra, to o Oscara w najważniejszej kategorii powalczy Zjawa, albo Spotlight. Poczekamy, zobaczymy ;) Big Short jest naprawdę godny poświęcenia tych dwóch godzin życia. Ocena:8/10 Jednakże patrząc na konkurencje to w moim rankingu plasuje się na szóstym miejscu (na osiem).

piątek, 5 lutego 2016

Marsjanin - 2015 #Oscary2016

Ridley Scott od kilku lat robił bardzo przeciętne dzieła. Największym problemem nie była ich realizacja, ale słabe i wtórne scenariusze. Po największych porażkach (Prometeusz, Adwokat) Scott postanowił wziąć na warsztat bestsellerową powieść Andy'iego Weira pt. "Marsjanin". Ale czy stary mistrz zatracił swój dawny warsztat? Przecież to na jego filmach zachwycały się pokolenia kinomanów. Wśród nich: Łowca Androidów, Gladiator czy Helikopter w ogniu. Każde z tych dzieł od strony warsztatowej są zrealizowane w sposób wzorcowy. Otóż odpowiedź na wcześniejsze pytanie nie jest zbyt oczywista. Marsjanin jest bowiem świetnym kinem rozrywkowym, ale niczym więcej. Jest to idealnie skrojona opowieść pod widza oczekującego od kina zwyczajnej rozrywki. Nie ma w nim miejsca na pogłębioną psychologię bohaterów. To według mnie największy minus nominowanego do Oscara dzieła. Film zaczyna się burzą piaskową, która sprawia, że marsjańska ekspedycja musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Ciężko ranny Mark Watney odzyskuje przytomność, stwierdza, że został sam w obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę co naukowa wiedza pełnią zdolności techniczne oraz pomysłowość. Ostatnie zdanie brzmi znajomo? Dla mnie to taki MacGyver w kosmosie, w którym taśma izolacyjna jest najbardziej pożądaną i przydatną rzeczą. Wiele tu trików i life hacków rodem z polskiego kanału Youtube "5 sposobów na". Dobra już nie narzekam, bo film w ogólnym odczuciu mi się naprawdę podobał. Może to trochę płytka historia, ale Ridley popisuje się swoim warsztatem. Prowadzi On bowiem narracje w trzech miejscach naraz. Akcja toczy się na Marsie, w statku kosmicznym oraz na Ziemi. Bardzo sprytnie przeskakuje z wątku na wątek. Według mnie jednak jego największą zaletą jest idealnie rozplanowany czas. Przez 2 godziny i 20 minut gwarantuję, że nie poczujecie ani sekundy nudy. Tutaj należą się wielkie brawa dla już prawie 80-letniego reżysera. Na pochwały zasługuje także odtwórca głównej postaci, czyli Matt Damon. Bardzo przyjemna i dająca się polubić od pierwszej minuty rola. Film zdobył aż 7 nominacji oscarowych, ale patrząc na konkurentów nie powinien zdobyć ani jednej statuetki. Marsjanin to dobry film, ale nie zasługujący na nominacje w kategorii film roku... Moim zdaniem 1000 razy bardziej zasługiwała wybitna Carol, bądź niekonwencjonalny Syn Szawła. Ale cóż w USA zrobił już furorę zdobywając Złote Globy i pokonując tym samym jednego z faworytów, czyli Big Short. W zacnym gronie najlepszej ósemki roku Marsjanin plasuje się u mnie na zaszczytnym ostatnim miejscu. Niemniej jest to naprawdę dobry film. Ocena:7/10. Niedługo będzie go można zdobyć na DVD bądź Blu-Rayu.