piątek, 19 lutego 2016

Brooklyn - 2016 #Oscary2016

Zgodnie z moimi przewidywaniami "Zjawa" otrzymała najważniejsze wyróżnienia BAFTA i tym samym stała się samotnym faworytem w oscarowym wyścigu. Ma teraz świetne "momentum", a właśnie trwa głosowanie akademików. Od nagród DGA Inarritu zdobywa praktycznie każdą nagrodę. Wszystkie statystyki przemawiają za drugim z rzędu zwycięstwem meksykańskiego reżysera. Czyżby będziemy mieć historyczne zwycięstwo w najważniejszej kategorii? Jeszcze ani razu w 88 letniej historii Akademii, ten sam reżyser nie został nagrodzony za najlepszy film rok po roku. Gala rozdania najważniejszych nagród filmowych już za tydzień z niedzieli na poniedziałek. Wtedy wszystko stanie się jasne. Zbliżamy się do końca cyklu #Oscary2016. Do zrecenzowania zostały tylko 3 filmy. Pozostała już sama śmietanka. Na deser zostawiłem filmy, które wywarły na mnie trwałe wrażenie. Uważam je za najlepsze ze stawki, i to im kibicuję. To bardzo różne dzieła, od melodramatu, po dramat rodzinny, do sensacyjnego Sci-Fi. Każdy z nich wyzwala wielkie emocje i to wszelkiego rodzaju. Są łzy wzruszenia, są ciarki i wreszcie jest dwugodzinna jazda bez trzymanki z szalonym Maxem. Dzisiaj skupię się na filmie, który wyzwolił we mnie pierwszą z tych emocji. "Brooklyn" to brytyjska produkcja opowiadająca o problemie emigracji z własnego kraju i trudnymi wyborami życiowymi idącymi z opuszczeniem swojego domu. Lata 50. XX wieku. Ellis Lacey, młoda dziewczyna z Irlandii, opuszcza rodzinny kraj i wyrusza do Ameryki, by szukać szczęścia w Nowym Jorku. Początkowa tęsknota za domem mija, gdy w życiu Ellis pojawia się mężczyzna, a wraz z nim pierwsza miłość i romantyczne uniesienia. Wkrótce jednak przeszłość daje o sobie znać i Ellis musi dokonać dramatycznego wyboru między dwoma krajami i dwoma stylami życia. Brytyjskie ułożenie, czy Amerykański sen. W grę wchodzą również więzy małżeństwa. Przed powrotem do domu główna bohaterka wychodzi za mąż za włoskiego chłopaka. Oczywiście w Irlandii znajomi i rodzina próbują nakłonić Ellis do pozostania w kraju. Jaką decyzje podejmie główna bohaterka? Obejrzycie, to się przekonacie :) Moim zdaniem ten film ma wiele plusów. To definicja prawdziwego melodramatu. Są tu wszystkie elementy, które powinny zawierać się w tym gatunku. Niestety gatunek melodramatu często traktuje się jako kino tzw. drugiego sortu. Nic mylnego! Co prawda rządzi się własnymi prawami, ale jak jest podany w taki sposób jak np. w Brooklynie, to naprawdę można się w nim rozsmakować. Jest wiele arcydzieł, które zeprezentują melodramat. "Marty", "Barry Lyndon", "Casablanca" czy "Przeminęło z wiatrem" to jedne z nich. Wracając do irlandzkiego dramatu, Brooklyn to przede wszystkim znakomite aktorstwo. Dorosła już Saoirse Ronan zalicza najprawdopodobniej najlepszą kreacje w swojej karierze. Bardzo naturalna, z wieloma motywacjami postać. Świetna gra oczami, a to mój konik. Moim zdaniem to w oczach znajdziemy prawdę, to w nich możemy "zobaczyć" ludzką duszę. Dlatego tak bardzo cenię role skromne, polegające na niuansach. Chociaż "efektownymi" rolami też nie pogardzę ;) Leo and spółka z The Revenant. Jednakże Ronan jest rewelacyjna (zasłużona nominacja). Drugi plan jest solidny. Dobre kreacje Julii Walters, Emory'ego Cohena czy Domhnalla Gleesona. No może rewelacji nie ma, ale każdy z nich wykonuje swoją pracę na dobrym poziomie. Piękne kostiumy, scenografia i zdjęcia. Idealna stylizacja na ukochane lata 50. Film zostawia widza z ważnymi pytaniami (i częściowo na nie odpowiada) i oczywiście posiada romantyczną i wzruszającą końcówkę, bez której melodramat nie mógłby istnieć. Ocena:8/10. W moim oscarowym rankingu Brooklyn znajduje się na wysokiej 4 pozycji. Film zdobył 3 oscarowe nominacje, jednakże najprawdopodobniej wyjedzie z niczym. Na pocieszenie dostał BAFTĘ za najlepszą brytyjską produkcję roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz